0
Tom Stedd 20 stycznia 2019 11:18
Na Malcie byliśmy pierwszy raz prawie równo dwa lata temu i było bardzo, bardzo ciekawie. Drugi wyjazd był równie interesujący i niezmiennie polecamy Maltę każdemu.
Na początek trochę reklamy, bo uważam, że warto napisać kilka zdań o naszym hotelu – czterogwiazdkowy Pergola Hotel&SPA w miejscowości Mellieha. Rezerwowałem go w październiku 2018r. i za cztery noce zapłaciłem niecałe 370 zł (cena na maj – prawie 1300 zł). Wprawdzie wybrałem opcję najtańszą (niby w pokoju bez okna), ale na miejscu dostaliśmy od polskiej obsługi upgrade do normalnego pokoju. Duży, wygodny, dobrze wyposażony. Gratis basen wewnętrzny. Kolejne plusy to dojazd bezpośrednio z lotniska autobusem X1 i bliskość bazy promowej do Gozo.

W zależności od tego, z której strony dotrze się do obiektu, to można trafić albo na taki widok …



… albo na taki. To najlepiej pokazuje, jak Malta jest pagórkowata i często można trafić na wielometrowe różnice poziomów.



Poniżej kilka zdjęć obiektu. Naprawdę polecam.









Sama Mellieha to typowe miasteczko maltańskie – trochę starych klimatów, trochę nowych klimatów. Jest duży kościół, sanktuarium, grota maryjna, fajne widoczki i schrony z II wojny światowej (wstęp płatny). Tuż przy kościele znajduje się punkt informacji turystycznej, w której pracuje kobieta płynnie władająca bodajże sześcioma językami, w tym polskim. Warto z nią porozmawiać, bardzo ciekawa osoba.











Jako że nasz wyjazd miał jak zawsze charakter ekonomiczny, to postanowiliśmy przejść się do ciekawego miejsca, zwanego powszechnie wioską Popeya. Od naszego hotelu było tam stosunkowo niedaleko (z 3-4 km), więc spacerek był bardzo miły także dlatego, że zahaczyliśmy o zatokę Mellieha.











Sama wioska Popeya jest położona bardzo „widowiskowo”, a znana jest z tego, że w tym miejscu kilkadziesiąt lat temu powstał film o przygodach Popeya. Odpowiedniej lokalizacji szukano na całym świecie i ostatecznie wybrano kameralną zatoczkę Anchor Bay na Malcie. Od zera zbudowano całą wioskę, w której kręcono później film. Obecnie wstęp do niej kosztuje 11 euro (dla dorosłych). W cenie wliczono gratisową pocztówkę, popcorn i wydrukowanie zdjęcia robionego na miejscu przez fotografa.







A co wewnątrz? Dużo budynków, do części można wejść, ale część jest niedostępna. Co pewien czas organizowane były eventy dla zwiedzających, jak również puszczane były filmy w małej salce kinowej. Ogólnie wioska Popeya jest ciekawym miejscem, można poświęcić kilka godzin na przebywanie w tym miejscu. Również dla widoczków.

























Innym miejscem wartym odwiedzenia jest park wodny Mediterraneo (wstęp dla dorosłych 16 euro). Teren parku nie jest duży, a jego głównymi atrakcjami są pokazy lwów morskich, delfinów, papug i gadów, a także karmienie ptaszków. Pokazy to nie tylko atrakcja, ale również edukacja, np. pokazanie co trzeba zrobić, jeśli na plaży znajdzie się wyrzuconego przez morze delfina. Oprócz tego można zobaczyć jeszcze żółwie, różne gatunki roślin i ostronosa. Chętni mogą kupić sobie zdjęcia ze zwierzętami lub nawet pływanie z delfinami. Ceny? Dla mnie kosmiczne.



































Rok temu mieszkaliśmy w Sliemie i ze względów sentymentalnych wybraliśmy się do tej miejscowości i do pobliskiej Valetty. Tutaj turystów było już bardzo dużo, bez porównania do prowincjonalnej Melliehy. Mimo to zagubienie się w wąskich uliczkach Valetty jest bezcenne.











W wiosce Popeya odwiedziliśmy warsztat jubilera, który na żywo tworzył mini dzieła sztuki. W Valetcie podobnych punktów jest kilka i warto wejść do środka, żeby podziwiać pracę rzemieślników i jej efekty.







Mieszkając w miejscowości Mellieha byliśmy blisko Gozo, więc nie pozostało nam nic innego, jak wybrać się na tą wyspę. Spod hotelu do portu podjechaliśmy autobusem (7 km) i przeprawiliśmy się na wyspę. Przepłynięcie na Gozo jest darmowe, ale za powrót należy zapłacić 4,65 euro od osoby. Po drodze mija się trzecią maltańską wyspę Comino.



Dobijając do portu na Gozo zostaniemy otoczeni przez różnego rodzaju naganiaczy i taksówkarzy. Można spokojnie minąć ich i przejechać do centralnego miasta (Victoria) komunikacją publiczną (autobus 301).





Po całej wyspie można przemieszczać się autobusami i spokojnie na standardowym bilecie dwugodzinnym dojechać do jakiegoś miejsca, zwiedzić go i wrócić do Victorii. Jedna uwaga: nigdy, przenigdy nie wsiadajcie w Victorii do autobusu nr 303, który również jedzie do portu promowego. Fakt, jedzie tam, ale okrężnymi drogami przez przysłowiowe „zadupia”, skutkiem czego dojeżdża się do portu po 45 minutach, zamiast po maksymalnie kwadransie.

W centrum Victorii jest informacja turystyczna, w której można dostać sporo materiałów o Gozo i ogólnie o Malcie. Co ciekawe, pracująca tam kobieta stwierdziła, że w Victorii nie ma nic ciekawego do zobaczenia oprócz Cytadeli (wejście ogólnie darmowe, oprócz muzeów), kościoła (bogato zdobiony, warty zobaczenia) i starej części miasta (ach, te wąskie maltańskie uliczki). Hmmm, ciekawe… Zatem przedstawiamy to, co warto zobaczyć.



























Być na Gozo i nie zobaczyć Azure Window? Tak, to teraz możliwe, ponieważ nie ma już tego najbardziej charakterystycznego dla Malty widoczku. Po prostu zawalił się sam z siebie, bez żadnej ingerencji ze strony człowieka. Jeśli ktoś nie wie, jak wyglądał ten punkt przed zapadnięciem się, to proszę wyszukać sobie w internecie. Stan obecny zobaczycie na poniższych zdjęciach. Podobno w planach jest odbudowa „okna” w postaci stalowej – wg mnie to bardzo chybiony pomysł.

Mimo, że Azure Window to już przeszłość, to i tak warto wybrać się na wybrzeże, żeby zobaczyć księżycowo-pustynny pejzaż. Do tej pory mam wątpliwości, ile z niego to natura, a ile to interwencja człowieka, bo wygląd okolicy jest naprawdę niesamowity. Trudno uwierzyć, że tylko siły natury stworzyły te cuda. Wstęp na teren jest bezpłatny, natomiast za przepłynięcie się łódką przy klifach należy zapłacić 4 euro.



























Z Azure Window pozostało tyle. Tyle, czyli nic.





Będąc na Gozo można pojechać jeszcze w różne ciekawe miejsca, ale my postanowiliśmy udać się w ciemno do miejscowości Marsalforn. Pojechaliśmy, wysiedliśmy z autobusu, przeszliśmy z kilometr wzdłuż wybrzeża i wróciliśmy. Czy spotkaliśmy coś ciekawego? Trudno powiedzieć, bo podobno byliśmy przy miejscu, gdzie pozyskuje się sól morską, ale (znów) podobno nie zimą, tylko latem. To miejsce przedstawiało się następująco:



Na mapie kilkaset metrów dalej były zaznaczone kolejne takie miejsca, ale już tam nie podeszliśmy, więc nie wiemy, czy nasze miejsce było tym właściwym, czy może już nieaktywnym.

W samej Victorii można pospacerować po mieście i na pewno natkniemy się na ciekawe miejsca. Z Cytadeli widać całe miasto i okolice, więc warto wspiąć się na nią i podziwiać krajobrazy.












Jak to w styczniu, szybko zrobiło się ciemno, więc wróciliśmy na prom i do Melliehy. Na pewno warto wybrać się na Gozo, bo to bardzo ciekawe miejsce i jeden dzień to za mało, żeby w pełni je poznać.





Kilka uwag dla tych, przed którymi ten pierwszy raz…
- Malta jest krajem drogim, ceny żywności dla średnio zarabiających Polaków są wysokie. Trzeba przyzwyczaić się do wody mineralnej za 7 zł, mandarynek za 9 zł, tubki ciastek za 8 zł, energetyków za 10 zł, czy pizzy za 40 zł. Stosunkowo tanie jest wino, ale już nie piwo.
- Nie są znane duże supermarkety (jest tylko Lidl), zakupy robi się głównie w małych sklepikach.
- Podstawowy bilet autobusowy na trasy dzienne kosztuje 1,50 euro (płatne u kierowcy i lepiej mieć bilon lub mniejsze nominały banknotów). Można kupić okresowe karty na tydzień, co wychodzi dość korzystnie finansowo. Trzeba pamiętać, że bilet podstawowy ważny jest przez 120 minut, czyli można na nim przesiadać się na inne linie.
- Autobusy publiczne są stosunkowo małe, zatrzymują się, gdy zamachamy ręką. Gdy ma komplet pasażerów, zwyczajnie przejedzie koło przystanku, chociaż chciałaby dosiąść się tylko jedna osoba. A ocena stanu zapełnienia autobusu zależy oczywiście tylko od kierowcy i jest baaaardzo subiektywna.
- Autobusy szarpią, ostro hamują, kręcą na rondach, kręcą na ostrych zakrętach, wpadają w dziury, dlatego wskazane jest branie aviomarinu przez osoby mające kłopoty lokomocyjne. Sprawdzone na naszym wyjeździe.
- Mimo że Malta nie jest duża, to autobusy często potrafią jeździć okrężnymi drogami, przez co podróż bardzo wydłuża się. Na mapie w linii prostej będzie z 5 km, a droga zajmie z 40 minut, bo przystanki są zlokalizowane często co kilkaset metrów.
- Na Malcie obowiązuje ruch lewostronny i ten, kto nie ma w nim doświadczenia, na pewno będzie czuć się bardzo niekomfortowo. Do tego należy dodać kłopoty z miejscami parkingowymi, wąskie uliczki, konieczność przepuszczania się na wąskich odcinkach. Ogólnie na Malcie jest trudna sztuka jazdy samochodem.

A plusy? Widoki, widoki, widoki. I „klimatyczność”, którą trudno spotkać w innym kraju europejskim.

Polecam zajrzeć na blog http://radosc-zycia-plus.pl . Spojrzenie na świat i podróże kobiecym okiem.

Dodaj Komentarz